Anna
Mam na imię Ania, lat 48, pochodzę z Kielc. Chcę się podzielić moim uzdrowieniem za wstawiennictwem św Rity. Gdy miałam 20 lat dowiedziałam się, że mam chorą tarczycę, diagnoza – nadczynność tarczycy. Jak to młoda osoba diagnozę zlekceważyłam i nie liczyłam się z problemem.
Około 7 lat temu postanowiłam wziąć się za siebie, wizyta u lekarza, tabletki, 2 i pół roku było dobrze, później odstawiłam bo tak kazała lekarka. Po 5 miesiącach badania – ponownie wynik zły. Pani doktor zaproponowała jodowanie lub operację, na co się nie zgodziłam. Ponownie tabletki, 2 lata i przerwa na 6 miesięcy, badanie i powrót do nadczynności tarczycy, ponownie leki i w październiku 2020 ponowne odstawienie (po 4 miesiącach zrobiłam sobie sama badania, bo źle się czułam, wyniki wyszły złe). Wizytę miałam umówioną na 28 maja.
Od 13 maja odmawiałam Nowennę do św Rity, 22 maja z mężem pojechaliśmy do Nowego Sącza, do Sanktuarium Św Rity. Tam w czasie modlitwy przed obrazem płynęły mi łzy. Modląc się nie zdawałam sobie sprawy, że płaczę, gdyby nie nie reakcja Pani obok. Po modlitwie wyszłam z kościoła, bo ściskało mnie w gardle i chciało mi się kasłać. A że mamy teraz pandemię, bałam się, żeby ktoś nie pomyślał, ze mam covid. Idąc do samochodu minęłam siostrę zakonną, ten uśmiech skierowany w moją stronę. Mąż myślał, że już chcę jechać, ale ja wykasłałam się i ponownie wróciłam na dalszą modlitwę, bo czułam, że muszę jeszcze wrócić. Pod koniec moich modlitw zapatrzyłam się na wazon z różami i jedna wypadła, skierowana kwiatem w moją stronę. Zadaję sobie pytanie jak to możliwe, bo byłam tam w sumie ponad godzinę, nikt nie przechodził, nie dotykał wazonów i róż.
Ale wracam do mojej choroby. 27 maja zrobiłam badania, a 28 maja wizyta u Pani doktor – wynik książkowy, badanie USG wykonane w gabinecie przez doktorkę pokazało że tarczyca jest zdrowa, jakby nigdy nie była chora, brak przekrwień , stanów zapalnych, zdrowa. Jestem szczęśliwa, wiem że to uzdrowienie nastąpiło w Nowym Sączu, te łzy, róża.
Bóg zapłać